V. Paweł, mistyk męki. 1/ "Książę opuszczonych"
Ta definicja została Pawłowi od Krzyża przypisana przez francuskiego pisarza Henryka Martin i podjęta przez innych uczonych. Tak Róża Calabresi, jak i Jan Maria Cioni mówią o 50 latach opuszczenia, w jakim żył Paweł. Sam Paweł potwierdzał coś podobnego, gdy mówił: „O ile sobie przypominam, od 50 lat nie minął mi dzień bez cierpień. Czyta się o duszach, które były w tyglu 5, 10 czy 15 lat; co do mnie nie mogę myśleć, ile wycierpiałem, drżę z tego powodu”. Nie wiadomo, jaka była dokładnie dolegliwość, którą nazywał „królową dolegliwości cielesnych”, które, jak dowodzi, znał z doświadczenia. Czasem Paweł wyznaje: „Samo Słońce, gdy je widzę, wywołuje u mnie melancholię”. Do ucznia i spowiednika, Jana Marii Cioniego pisze w formie bardzo dramatycznej o sytuacji, w której się znajduje:
Jako że dziś mam tę odrobinę wolnego czasu, muszę prosić Ojca o wybaczenie, jak to dziś czynię na kolanach, jeśli czasem piszę jakieś słowo oschłe, źle brzmiące czy zdradzające rozdrażnienie, ponieważ, proszę mi wierzyć, jestem w stanie godnym najwyższego pożałowania. Oby Bóg zachował cały świat od takiego stanu, sed merito hic patior i jest cudem, że nie confundor całkowicie. Przeważnie z trudem udaje mi się ścierpieć siebie samego. Ale są dni, że mam problemy ze ścierpieniem także i innych, ale zawsze mi czegoś nie dostaje. Proszę więc przebaczyć temu biednemu człowiekowi, zepsutemu z powodu wad. Proszę się modlić za mnie i mnie pobłogosławić.
Podobnie żalił się wobec Grazi:
Mój nieszczęsny stan jest niewiele mniej szczęśliwy od tego, w którym znajdują się potępieni, ponieważ doświadczam naprawdę rzeczywistego opuszczenia przez Boga i nie zostaje mi nic innego, jak małe światełko nadziei, ale bardzo małe, które jeszcze nie zgasło, o ile nie jestem całkowicie zgubiony. O, jakiż bicz Boży jest nade mną - trudno wyjaśnić.
Cierpienie czasem dochodzi do tego stopnia, że utrudnia mu wypełnianie posługi ojca duchownego:
Tego wieczoru, prawie już w nocy, otrzymałem Pani list napisany w poniedziałek i przykro mi, że nie mogę odpowiedzieć tak, jak bym chciał. Nie pochodzi to z braku chęci, ale z braku możliwości, ponieważ coraz bardziej trapi mnie straszliwe opuszczenie i straszna nędza i, prawdę mówiąc, nie mam żadnego światła od Boga, i czuję w tym zatrważającym stanie, że nie jestem zdolny do najmniejszej nawet dobrej myśli...
Nie myśli jednak, że jego zakonnicy domyślą się jego cierpień, ponieważ potrafi je ukrywać:
Mylił się Pan mówiąc, że moi zakonnicy zdali sobie sprawę z moich małych trudności. To nieprawda; ponieważ na zewnątrz wyglądam jak inni, zadowolony i dyskretny jak tylko mogę. Zazdrośnie strzegę tych tajemnic, ażeby znał je tylko Bóg, ani nie pragnę niczyjego współczucia. Moi zakonnicy mogą domyślać się małych trudności zewnętrznych, tzn. przeciwności, jakie napotykam w sprawie fundacji, ciągłej pracy z listami, podróży, misji, ale co do reszty nic nie wiedzą.
Breton czyni głębokie spostrzeżenia co do „nagiego cierpienia”, o którym Paweł mówi często, cierpienia pozbawionego jakiejkolwiek pociechy. Nie chodzi o cierpienie, którego powodem byłyby obmowy czy prześladowania, ale Jest to przede wszystkim kontakt z Bogiem, który cierpi z powodu doznawanej przemocy”. Jest to głębokie rozdarcie sumienia, które chciałoby się wyrazić czasami przez bluźnierstwo. Innym razem jest przytłoczone ciężarem win, które widzi w sobie: „Jeśli by go posłuchać, to zasługiwałby na śmierć z powodu swych poważnych niewierności. Chciałby być pod stopami demonów, jakby przewyższał je w złości. Samo jego istnienie zatruwa Królestwo Boże. Jest on [Paweł] niegodziwcem, którego powinien odpędzić”. W sytuacjach krańcowych doświadcza ogólnego bezsensu, który gasi motywy, by żyć i osłabia działanie, bezsensu, który go terroryzuje gdyż stawia go w konflikcie z Bogiem, sprawcą życia. Poza tym, pomimo wszystko, wie, że trzeba działać nadal.
Wydaje się nam, że ten nonsens uderza zwłaszcza w wartość duchową jego dokonań. Rozpocząwszy z nadzwyczajnym rozmachem, Paweł coraz mocniej doświadcza ograniczeń konkretu, ograniczeń osób, które w życiu zakonnym znajdują jakąś stabilizację, ograniczeń tego, co staje się przyzwyczajeniem i rutyną. Światło łaski odkrywa, że w głębi poszukiwanie siebie jeszcze nie obumarło. To niepokoi go bardziej niż cokolwiek innego. Z tego nagiego cierpienia powstaje w nim nauka, jaką przekazuje duszom, po tym, jak sam ją przyjął, doświadczając oczywiście jej prawdziwości:
Proszę trwać w całkowitym skupieniu w sobie w czystej wierze, oddając cześć Najwyższemu w duchu i w prawdzie, najwyższą częścią umysłu. Proszę nie pragnąc żadnego wsparcia, ale tylko czystej łaskawej woli Boga. Proszą trwać w tym nagim cierpieniu w świętym milczeniu wiary i nie narzekać ani we własnym wnętrzu, ani na zewnątrz. Co najwyżej proszę czasem westchnąć sobie, jak dziewczynka, tak np. jak Jezus Chrystus w ogrodzie: Ita Pater quoniam sic placitum fuit ante te... Proszę potem dalej trwać w ciszy wiaiy i pozwolić, by święta miłość dokonała męczeństwa. Już obecny stan Siostry jest drogocennym męczeństwem miłości, które się dokonuje w świętej miłości przez ubóstwo i nagość ducha, którym zawsze towarzyszą miecze niepokojów i opuszczenia.
Takie święte męczeństwo tworzy w duszy podwójny efekt: jednym jest oczyszczenie jej z każdego znamienia niedoskonałości, jak to czyni ogień czyśćca i dlatego może być nazywany cierpieniem oczyszczającym. Drugi efekt, który powstaje, jest to ubogacenie duszy cnotami, zwłaszcza cierpliwości, łagodności, zdecydowanego poddania się woli Bożej, przy głębokim poznaniu własnej strasznej nicości. W tej formie dusza, cala niezamieszkana w swej nicości, cierpi i milczy oraz pozwala, by zniknęło jej „nic” w Bogu i delektuje się cierpieniem i milczeniem.
Źródło: Przeżyć własną śmierć. Sylwetka duchowa i wybrane pisma św. Pawła od Krzyża, pod red. Waldemara Linke C.P., Warszawa 1999.
Źródło: Przeżyć własną śmierć. Sylwetka duchowa i wybrane pisma św. Pawła od Krzyża, pod red. Waldemara Linke C.P., Warszawa 1999.