4/ Misje ludowe
Wiek osiemnasty określano jako złą epokę misji ludowych. Ta forma przepowiadania ewangelii i przebudzenia duchowości chrześcijańskiej miała z całą pewnością wielką wagę dla Kościoła czasów współczesnych. Jej właśnie poświęcili się w większości w tym stuleciu tacy ludzie jak św. Leonard z Porto Maurizio i św. Alfons Maria de’Liguori. Gorliwy i światły papież Benedykt XIV cenił ją bardzo i napisał zalecający list apostolski do biskupów Królestwa Neapolu.
Paweł zaczął głosić prawdziwe misje już w czasach, gdy był zaledwie chłopcem, w swej rodzinnej miejscowości Castellazzo, potem w Retorto i w Portanova oraz czynił to dalej, tak na Monte Argentario jak i w Gaecie. Zapożyczył z powszechnej praktyki większość form i treści stosowanych w swoich misjach, nadając im jednak styl i koloryt osobisty. Misje odbywały się zwykle na życzenie biskupów i trwały dwa tygodnie. Jeśli widać było taką potrzebę, przedłużano je, zwłaszcza by dać wszystkim okazję przystąpienia do sakramentu pojednania. By ułatwić udział ludności, która w większości zatrudniona była w rolnictwie, kumulowano nabożeństwa rano i wieczorem. Z rana miały miejsce katechezy podstawowe, wieczorem tzw. kazania główne, mające na celu zmianę życia. Katechezy poranne trwały ok. pół godziny. Kazania wieczorne, które trwały ok. godziny, były poprzedzone katechezami głoszonymi w czasie, gdy ludzie się gromadzili. Po kazaniu miała miejsce medytacja o Męce Pańskiej, którą Paweł we wspaniały sposób łączył z tematem samego kazania. Trwała ona około dwudziestu minut.
Kazania główne opierały się na emocjach, czego nie należy mylić z emocjonalnością. Elementarna choćby znajomość psychologii współczesnej może nam pomóc w zrozumieniu wagi emocji w zachowaniu i abstrakcyjności pewnych wyłącznie racjonalnych metod komunikacji, które preferowano, by przeciwstawić się krytyce pochodzącej z oświeceniowej mentalności. Paweł wykluczał wszystkie formy przerośnięte i nie mające na celu służenia ludziom. Nie chciał zbyt wielu procesji czy innych celebracji. Misja była świętem Słowa Bożego i wokół niego musiał skupić się tak wysiłek misjonarzy, jak uwaga ludu. Miał zwyczaj biczować się publicznie, gdy uznawał to za odpowiednie i użyteczne. Męka Jezusa była kolorytem, który dawany był wszystkim misjom, tak bezpośrednio mającym na celu podniesienie poziomu wiedzy religijnej, jak mającym na celu nawrócenie serca. Nacisk na novissima, czyli na lęk przed karami Bożymi i na pociąg do nagrody wiecznej, mógł umacniać u chrześcijan poczucie prawniczej mentalności, opartej na sankcji, bardziej niewolniczej niż synowskiej. Pamiątka Męki pozwalała Pawłowi tworzyć więź osobistą z Bogiem poprzez osobę Chrystusa i więź wdzięczności i miłości. Wiele razy informuje biskupów, że „Męki Jezusa nie można pozostawić z racji ślubu, który składamy. Jest też ona podstawowym owocem misji”.
Podczas dnia spowiadało się, odwiedzało chorych, pomagało w pojednaniu zwaśnionym. Kto sobie przypomina styl życia na włoskiej wsi, wie, jak łatwo powstawały i jak długo trwały wrogości między wieśniakami. Rankiem jeden z misjonarzy głosił konferencję dla duchowieństwa, które czasem było bardzo liczne. Przypominamy, że w Orbetello było dwudziestu dwóch księży na tysiąc pięćset mieszkańców. Wiemy, jaką wagę przypisywał Paweł reformie duchowieństwa i wprowadzeniu wśród księży zwyczaju medytowania Męki Pańskiej i zebrań w celu wspólnej modlitwy. Miał zwyczaj mówić, że gdy pozyskało się księży, to więcej niż połowa misji była wykonana.
Wszyscy świadkowie są zgodni co do siły przekonywania sztuki oratorskiej Pawła, którą przypisać należy nie tyle artystycznemu warsztatowi, ile jego determinacji i świętości. Jego retoryka była wstrząsająca. Wielu wspomina, że ludzie wybuchali płaczem już od pierwszego dnia, bili się w piersi i prosili o przebaczenie. Często musiał przemawiać pod gołym niebem, bo nie było kościołów zdolnych pomieścić tłumy chcące go słuchać. Przemawiał zwykle z zamkniętymi lub przymrużonymi oczami, ale wiedział dobrze, kiedy je otworzyć, by wstrząsnąć słuchaczami. Co do treści, wiele korzystał z podręczników kaznodziejskich, ale wybierał to, co uważał za skuteczne i wszystko przetwarzał w swoim osobistym stylu. Często używał mowy niezależnej, gdy sprawnie odtwarzał przypominane sobie sceny, lub w formie zdramatyzowanego dialogu przedstawiał prawdopodobne doświadczenia ludzi w rozmowie między chrześcijaninem a Panem. Odrzucał język ścisły, ale trudny dla niepiśmiennego audytorium. Wprost zabronił go w Regułach:
Nie będzie wolno żadnemu z braci tego małego Zgromadzenia używać w przepowiadaniu stylu tak wzniosłego lub tak wyszukanego, by stał się on niejasny dla ludzi prostych, lecz będą musieli dzielić chleb słowa Bożego jasno i nabożnie, co skuteczniejsze będzie dla zgłębiania serc i powiększenia chwały Bożej oraz dla zbawienia dusz.
Gdy Paweł mówił, zwłaszcza o Męce, oddawał się „pewnemu rodzajowi kontemplacji czynionej głośno”. Świadkowie wspominają: „Widziano go, jak słów mu brakowało i trwał prawie w omdleniu, pogrążony całkowicie w Bogu. Wiele razy widziałem go jakby w ekstazie, w uniesieniu”. „Wydawało się, że był obecny przy tym, co opisywał”. „By tak rzec, i skałę by skruszył”. „Brał w ręce krucyfiks a to przyciskając go do piersi, a to wykrzykując i pokazując jego rany, a to się modlił; zdawało się, można by tak rzec, że sprawiał, iż krzyż mówił, a on towarzyszył mu swym pobożnym płaczem, wyrażając ogromną czułość”.
Źródło: Przeżyć własną śmierć. Sylwetka duchowa i wybrane pisma św. Pawła od Krzyża, pod red. Waldemara Linke C.P., Warszawa 1999.
Źródło: Przeżyć własną śmierć. Sylwetka duchowa i wybrane pisma św. Pawła od Krzyża, pod red. Waldemara Linke C.P., Warszawa 1999.